środa, 20 lipca 2011

Nowe gwiazdy Nordland Art Festival 2011

Jaga Jazzist

Kolejne gwiazdy Nordland Art Festival 2011, to wykonawcy czasem skrajnie różni, reprezentujący gatunki muzyczne od jazzu po ekstremalną elektronikę. Na dużej scenie Festiwalu zagra Jagga Jazzist, najsłynniejszy nu-jazzowy zespół złożony z dziewięciu muzyków. Norweska grupa zaprezentuje swoje klasyczne, powstające od 1994 roku utwory, a także nasączone post-rockowymi akcentami kawałki z ostatniego krążka „One Armed-Bandit”. Na Nordland Art Festival wystąpi także mocny, grający na żywo drum'n'bassowy duński duet Bottled In England, Finowie Keke i Ana tworzący elektroniczną grupę JESSE oraz polski zespół Blisko Pola.

Zespoły uzupełniają dotychczasową listę wykonawców Nordland Art Festival wśród których znaleźli się pochodzący z Norwegii, ale mocno inspirujący się nowojorskimi brzmieniami saksofonista Hakon Kornstad oraz najgorętszy młody zespół na fińskiej scenie muzycznej French Films. Kolejnych wykonawców Nordland Art Festival poznamy na początku sierpnia. Koncerty zostaną uzupełnione przez pokazy filmów skandynawskich. Będzie można obejrzeć około czterdziestu produkcji, zarówno kultowych, jak i nowych obrazów ze Szwecji, Norwegii, czy Danii.

Nordland Art Festival w Łodzi, to wydarzenie, które z jednej strony prezentuje w Łodzi coraz popularniejsze na świecie projekty muzyczne z krajów skandynawskich i bałtyckich. Z drugiej strony pełni rolę targów, na których spotykają się przedstawiciele branży muzycznej, głównie ze Skandynawii i Polski. Dlatego poza koncertami i pokazami filmowymi w Łodzi odbędą się seminaria z przedstawicielami branży muzycznej. Na nowej, klubowej scenie zagrają młode polskie zespoły, które będą miały okazję zaprezentować się przedstawicielom skandynawskich przemysłów muzycznych. W tym roku odbędzie się druga edycja imprezy.

Nordland Art Festival 2011 – 6-8 października, Łódź, Filharmonia Łódzka, klub Jazzga, kluby w okolicach ulicy Piotrkowskiej.


Program na 8 października:

20.00 Hakon Kornstad - Filharmonia Łódzka, ul. Narutowicza 20/22 , Łódź

21.30 Jaga Jazzist - Filharmonia Łódzka, ul. Narutowicza 20/22 , Łódź

23.00 Jesse – Klub Jazzga – Piotrkowska 17, Łódź

24.00 - Bottled In England – Klub Jazzga – Piotrkowska 17, Łódź

Cena całodziennego karnetu na 8 października (obejmuje wszystkie wydarzenia): 70 zł w przedsprzedaży (Ticketpro); cena po 15.09.2011 80 zł.

Dokładny program na kolejne dni oraz ceny biletów zostaną podane na początku sierpnia.


Tekst i zdjęcie: materiały prasowe

środa, 13 lipca 2011

Aż trzy łódzkie zespoły pojadą na berliński festiwal Popkomm!


Organizatorzy berlińskiego festiwalu i targów muzycznych Popkomm mieli wybrać jeden łódzki zespół, który zagra podczas wydarzenia. Ze względu na wysoki poziom muzyczny zdecydowano jednak, że wszystkie trzej zgłoszeni wykonawcy pojadą do Berlina. W niemieckiej stolicy zagrają: Kamp!, Blisko Pola i Polaris.

Popkomm, to zarazem seria kilkuset koncertów, jak i targi muzyczne skierowane do profesjonalistów z branży. W wydarzeniu bierze udział około tysiąca wystawców-przedstawicieli branży muzycznej, z ponad pięćdziesięciu krajów świata. Co roku koncerty odwiedza ponad 15 tys. osób. Na wydarzenie składa się festiwal muzyczny, profesjonalne targi, kongres, seminaria i wystawy. Wydarzenie służy w ogromnej mierze promocji nowych zespołów, których występy oglądają przedstawiciele zarówno dużych wytwórni i festiwali, jak i specjalistyczni wydawcy i szefowie agencji koncertowych. Popkomm od innych festiwali muzycznych odróżnia fakt, że większość koncertów obywa się w berlińskich klubach, a nie w jednej sali.

Pomysł prezentowania w Berlinie łódzkich zespołów wyszedł od organizatorów Nordland Art Festival, który w tym roku będzie oficjalnym wystawcą na Popkomm. Kamp!, Blisko, Pola oraz Polaris zagrają 8 września na scenie Frannz Club w KulturBrauerei. KulturBrauerei to jedno z najważniejszych miejsc na kulturalnej mapie Berlina, potężny zabytkowy kompleks, w którym działa galeria, kino, obywają się koncerty i akcje artystyczne.

W tym roku Popkomm odbywa się w dniach 7-9 września i jest organizowany w porozumieniu z Berlin Music Week.

Michał Zając, szef Nordland Art Festival:
Kamp! to świetny eksportowy zespół, żywiołowy i energiczny. Blisko Pola są z kolei niesłychanie pracowitą grupą, która może osiągnąć bardzo wiele. Trudno na polskim rynku muzycznym o zjawisko, które w podobny sposób łączy muzykę melancholijną, elektronikę, jazz i wpływy skandynawskie. Z kolei ambientowy Polaris, choć tworzy brzmienia trudne, dla określonego słuchacza, robi to na europejskim poziomie

Radek Krzyżanowski z zespołu Kamp!:
Zespół KAMP! brał już udział w festiwalach typu „festival music showcase”, będących przeglądami najnowszych trendów w muzyce światowej, m.in. były to The Great Escape 2011 - UK, South By Shoutwest – SXSW – USA, Europa Vox – FR. Mamy bardzo pozytywne doświadczenia jako uczestnicy tego typu festiwali. Na festiwalach tego typu możemy nawiązać nowe kontakty z przedstawicielami branży muzycznej. Jednocześnie wpływa to na rozwój zespołu, jest to również znakomita promocja zespołu w obszarze międzynarodowych rynków muzycznych, więc zespół tylko zyskuje. Dzięki koncertom i aktywnemu uczestnictwu podczas tych festiwali, możemy myśleć o koncertach na nowych, nieznanych dla nas rynkach muzycznych. Poza tym rynek muzyczny w Berlinie, gdzie odbywa się Popkomm ma swoje określone wymagania, co do gatunków muzycznych, które nam bardzo odpowiadają. Bardzo lubimy berlińską publiczność.

Piotr Kwietniewski, wokalista zespołu Blisko Pola:
Chcielibyśmy zaprezentować się reprezentantom branży muzycznej. Szykujemy drugi album, szukamy wydawcy i większej możliwości koncertowania, jesteśmy w świetnej formie i czujemy, że to ten czas.

www.popkomm.de
www.nordlandartfestival.pl
www.facebook.com/nordlandfestival

Tekst i zdjęcia: informacje prasowe

piątek, 8 lipca 2011

Warsztaty z food designu w ramach akcji TAKK! w Katowicach


W ramach Krajowego Programu Kulturalnego Polskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej 2011, za realizację i koncepcję którego odpowiada Narodowy Instytut Audiowizualny w Katowicach powstanie 6-tygodniowy interdyscyplinarny i interaktywny projekt z pogranicza architektury, dizajnu i współczesnej muzyki, budowany wokół fenomenu śląskiej kultury. Artyści biorący udział w warsztatach, wystawach i koncertach realizowanych w ramach TAKK! Tymczasowej Akcji Kulturalnej Katowice podejmą próbę zdefiniowania „śląskości“ i „europejskości“
Na specjalną uwagę zasługują warsztaty  Patrycji Walter  z food design (30.07 i 13.08). Ta trendsetterka aranżacji stołowych i nowinek kulinarnych, pokaże, że gotowanie może być sztuką i projektem artystycznym 
jednocześnie. Podczas TAKK! odkryje związki kuchni śląskiej z europejską i sekrety gier stołowych, w których zamiast pionków, bierek, czy plansz zostaną wykorzystane produkty spożywcze.





Tekst: informacje prasowe
Zdjęcia: Patrycja Walter

Więcej informacji o Krajowym Programie Kulturalnym  Polskiej Prezydencji 2011, w tym lista projektów rekomendowanych i cyklicznych: www.uwaganakulture.pl

wtorek, 5 lipca 2011

Heineken Open'er Festival – dzień czwarty / podsumowanie

Deadmau5

Ostatni dzień był najlepszy i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Atmosfera maksymalnie zagęszczona dobrymi emocjami, wywołanymi brakiem deszczu i doskonałą mieszanką niedzielnych wykonawców - to nie mogło nie odbić się na jakości koncertów.

BOLD Magazine zaczął tym razem od The Strokes, których ekstremalne wyluzowanie udzieliło się uczestnikom już po pierwszej piosence. Jedni z największych przedstawicieli nowoczesnego rocka udowodnili, że zasługują na to miano a Casablancas jest liderem z krwi i kości, pretendentem do uzyskania statusu ikony.

James Blake wystąpił w namiocie i podobno było super.
Gdzieś tam ktoś grał jeszcze jakieś reggae.

Hurts podniośle i profesjonalnie. Ciekawe, czy uda im się utrzymać gwiazdorski status, bo głosów krytyki wymierzonych w Szwedów słychać coraz więcej. Niemniej hity takie jak Stay wprawiały super-licznie zgromadzoną publiczność w nastrój porównywalny do tego, jaki wywołuje w dzieciach pierwszy kontakt z Królem Lwem.

Jakość występu M.I.A. niech oddadzą te słowa: jeśli w ciągu najbliższej godziny doleci do ziemi zabójczy dla naszej rasy deszcz meteorytów to właśnie M.I.A powinna wystąpić jako support apokalipsy.

To było niesamowite. Brak muzyków na telebimach potęgował tylko szaleńczy nastrój, ale jeśli komuś zależy a nie stał wystarczająco blisko sceny, by ich dojrzeć, może sprawdzić zdjęcia reporterów, których M.I.A. zaprosili na scenę, niemal do tańca.

Na koniec wszystkiego szał w masce. Latem nad morzem słychać o poranku jakieś ptaki i ćwierkanie mew, w niedzielę było słychać mysz. BOLD Magazine nie wie, jak oddać istotę tej myszy. Nie ma takich środków wyrazu.
Deadmau5 często oskarżany jest o przeciąganie i dłużyzny ale BOLD stoi w opozycji do tego rodzaju poglądów, ponieważ "nigdy dość!". Kanadyjczyk w mysiej masce pobił swoim występem specyficzny rekord, mianowicie od początku swojego istnienia nie słyszała Polska takiego basu. Najpotężniejszy, najlepiej nagłośniony bas w historii kraju.

Subiektywnie na koniec:

Telefony z qwerty są super. Jest poniedziałek, jadę właśnie pociągiem relacji Trójmiasto - Łódź. Dochodzi północ, co oznacza, że większość uczestników festiwalu jest już bezpieczna w swoich życiach. Przymajmniej taką mam nadzieję. Niedobitki mijają mnie kiedy palę fajki na korytarzu, uśmiechając się głupio na widok opasek - przy okazji, będąc akredytowanym dziennikarzem dostaje się zupełnie inną opaskę niż reszta, yeah. O pozostałych plusach wynikajacych z tej pozycji potem.

Kiedy jest dobrze czas zwykle płynie szybko, jednak ten Opener to jakiś rekord, czuję, jakbym dosłownie przed chwilą próbował zasnąć w przepełnionym przedziale wypełnionym charakterystyczną mieszanką osób, namiotów i brzydkiego zapachu w drodze na festiwal. Pewnie nikomu nie chce się już czytać, jak bardzo wyjątkowo było tym razem, pozwolę więc sobie jedynie wypisać w paru punktach, o czym warto pamiętać i jakie kroki podjąć, wybierając się na jedenastą edycję. Wiem, że to dużo czasu ale wnioski mam teraz a nie za rok, yo.
Po myślnikach, bo tak jest jeszcze przystępniej:

- najlepiej bądźcie akredytowanymi dziennikarzami, uprawnia was to do korzystania z materiałów prasowych alterartu. mam takie super rzeczy, że koniec. niepublikowany album Kasabian i nagie fotki Björk. wszystko.

- nie zabierajcie ze sobą konserw i innego żarcia dla harcerzy. jedzenie jest znakomite a wybór przeogromny, do tego ceny wcale nie są powalające, przynajmniej nie wszędzie. poza tym można też tanio zjeść coś konkretnego w centrum Gdyni.

- miejcie nagraną osobę, która przenocuje was w Trójmieście bo deszcz na polu namiotowym to coś obrzydliwego, każdy to wie. ja ewakuowałem się drugiej nocy. a mój człowiek przygotowywał dla mnie posiłki.

- nie zapomnijcie kaloszy i jakiegoś płaszcza przeciwdeszczowego sięgającego kostek. w trakcie deszczu i tak nie ma miejsca na lans.

- dziewczyny, zabierajcie ze sobą bluzy, ale nie takie, przez które widać sutki. ciepłe bluzy, chociaż jedną.

- zostawajcie do końca, zawsze. najlepsze są poranki i mijanie w skm biednych ludzi zasuwających na 7 do pracy.

- zabierzcie jakąś ogarniętą ekipę. ja wiem, że to jest truizm, trudno.

- doceńcie to, że tego rodzaju festiwale w każdej innej części Europy za wjazd życzą sobie trzy razy więcej forsy.

- tak jest. to chyba wszystko.

Swój Opener 2011 uważam tym samym za oficjalnie zakończony i co najważniejsze, udany. Dzięki dla wszystkich śledzących moje relacje.



Tekst: Michał Kwiatkowski
Zdjęcia: Tomek Kaminski

niedziela, 3 lipca 2011

Heineken Open'er Festival – dzień trzeci


Dzisiaj krótko, bo festiwal zbliża się ku końcowi, który organizatorzy obsadzili najgęściej.

Sobota to przede wszystkim "złoty książe" na Main Stage. Prince udowodnił, że jest supergwiazdą największego formatu. Spełnił wszelkie pokładane w nim oczekiwania a Opener doświadczył kolejnego występu, który może przejść do historii festiwalu. Prince dwoił się i troił, tańczył jak szalony w złotym, błyszczącym uniformie, zachowując jednak przy tym wszystkim swój chłodny dystans. Tracił go z czasem, żywiołowo reagując na rozkręcającą się z piosenki na piosenkę publiczność.
Co więcej, w obliczu końca występu Prince zdawał się być autentycznie wzruszony. Nie chciał zejść ze sceny, krzyczał łamiącym się głosem "I don't wanna go home!" Chwalił zgromadzonych fanów na wszelkie możliwe sposoby. I wszyscy poczuli się piękni i fantastyczni, naprawdę.
Książe właściwie sam podsumował swój występ najtrafniej, mówiąc przed pierwszymi bisami: "This is real music, by real musicans. Thank you good night!"
Jedynym słabym momentem było przedziwnie zaaranżowane, przez co niemal nie do zniesienia wykonanie 'When The Doves Cry'. I następująca po nim dziesięcio-niemal-minutowa wariacja na temat elektroniki. Przedziwne.
Trochę irytowało też angażowanie publiczności w niekończące się klaskanie. Prince był zachwycony, gorzej z tymi fanami, dla których słuchanie nie kończącego się, nierównego uderzania o siebie rękami nie jest szczytem radości. Jak bardzo trudno jest trzymać rytm?
Wybór piosenek był trafny, wizualizacje słabiutkie ale kogo obchodzą jakieś ekrany, kiedy na scenie jest Prince?

Przed największą gwiazdą na Main Stage zaprezentował się Primus. Był to zespół, którego występu oczekiwały przede wszystkim tłumy łatwych do rozpozniania,  charakterystycznych fanów projektu. BOLD Magazine uważa, że ściągnięcie Primusa było ukłonem w stronę właśnie tych osób, bo eklektyczna muzyka proponowana przez Lesa Claypola nie należy do najprostszych w odbiorze. Ci, którzy Primusa nie znali mogli przynajmnie sprawdzić jak można grać na basie. Technicznie jeden z najlepszych koncertów tegorocznej edycji, mógłby tylko trwać nieco dłużej. I odbyć się po zmroku.

Na uznanie zasługuje też Kate Nash, która na scenie namiotowej pokazała, że ma w sobie dużo więcej niż udało jej się dotychczas zaproponować na wydawnictwach studyjnych.

Dobrze podobno wypadli też The Asteroids Galaxy Tour.

Na koniec wszystkiego tym razem nie Burn Beat a World Stage, ze spóźnionym niemal dwie godziny występem połowy składu Outkast. Big Boi jednak tych najwytrwalszych nie rozczarował, pokazując, że i bez Andre 3000 radzi sobie doskonale. Prawdziwy rap najwyższej kategorii, jeden z najlepszych hip hopowych występów na tym festiwalu.

Pozytywnie też Snowman, super-późno w Alter Space.

Deszcz ciągle nie pada i jest duża szansa, że BOLD Magazine zaliczy dzisiaj wszystkie zaplanowane występy. Czekajcie na ostatnią relację!

Tekst: Michał Kwiatkowski
Zdjęcie: A. Rawicz

sobota, 2 lipca 2011

Heineken Open'er Festival – dzień drugi


Piątek dla wielu był dniem prawdziwej próby. Morale uczestników Openera topiło się w zimnym deszczu i błocie.
Równo lało też na artystów, zwłaszcza tych występujących na Main Stage. Koncert Brodki musiał zostać z tego powodu przerwany a szkoda, zwłaszcza dla artystki, której występ na festiwalu był jednym z większych w dotychczasowej karierze. Skutkiem zalania instrumentów było wykonanie dodatkowej piosenki a capella, wyłącznie przy akompaniamencie tamburyna - na plus.. Niczego sobie była też kreacja Brodki.

Następnie ze sceny zmywało legendarnych Pulp. Mało znani w Polsce, zdołali mimo warunków zgromadzić stosunkowo dużo publiczności. Relacja przemoknięci ludzie vs. przemoknięty artysta generalnie ma szansę na powodzenie, a w połaczeniu z naturą Jarvisa Cockera miała zdecydowaną przewagę. To nie jest młody pan a brzmi nadal świetnie, swobodny i naćpany. Jeśli tylko oszukiwał i nie był pod wpływem, to należy mu się z tego tytułu tylko większy szacunek. Bardzo ładnie opowiadał, o swoich rodzinnych stronach, o życiu i sztuce wyboru, o dzieleniu roku na pół i balansowaniu pomiędzy czasem (nie uszła uwadze Cockera znajdująca się dokładnie w połowie roku data koncertu) Zagrali naturalny dla tego rodzaju reaktywacji (10 lat przerwy) przekrój repertuaru, nadający się na porządnego 'thebestofa'.

Dalej duża scena a na niej jedyni w tym roku przedstawiciele wytwórni Sub Pop. BOLD Magazine głęboko szanuje artystów nagrywających w ich szeregach, podziwiając zdolności właścicieli labelu w produkowaniu bezkompromisowej, wyjątkowej muzyki. Nie inaczej jest z Foals. Ich pierwszy występ w naszym kraju wypadł znakomicie, potrwał wystarczająco długo aby zadowolić każdego - tego dnia zamykali line up i mogli sobie na to pozwolić, a że zespół rozumie się doskonale ich interpretacje i improwizacje nie nużyły nawet na moment, zwłaszcza doskonały wstęp do 'Balloons'. Zdecydowanie warto było trochę dla nich zmarznąć.
Crystal Fighters podobno "krótko ale super, zagrali całą płytę, z największym dymem na początek, Solar Sun".
World Stage otwierali Abraham INC, ze swoim klezmersko - funkowym repertuarem - bardzo spójny i energetyczny występ, który zasiliła potężna część publiczności przerwanej Brodki.

Youssou N’Dour grał reggae z Afryki. 

Po nim PFK Kompany, czyli śmietanka polskiego rapu, bez 'czarodzieja' ale udanie, z Fokusem, Rahimem i innymi, dla garstki zagorzałych fanów oraz dla BOLD Magazine, który jest prawdziwym hiphopowcem.

Na koniec obowiązkowo Burn Beat Stage, tym razem z Junkie Punks i tysiącem „schnących w tańcu” przy Skrillexie i Barbarze Streisand. Basy zawsze na tak.

Trzeci dzień trwa już w najlepsze - dzisiaj muzycy kultowi, na czele z Princem i Lesem Claypolem. Aktualnie nie pada ale kalosze pozostają w gotowości. Trzymajcie się dzielnie i do jutra. :*


Tekst: Michał Kwiatkowski
Zdjęcia: Tomek Kaminski

piątek, 1 lipca 2011

Heineken Open'er Festival – dzień pierwszy


Jest już na tyle późno, że słowem wstępu należy napisać raczej "zaraz zacznie się drugi dzień Openera" niż "zakończył się pierwszy". Co nie zmienia faktu, że tak właśnie było. Dziesiąta edycja Polskiego naj-festiwalu już trwa, wszystko tętni życiem jakby nawet na moment nie przestało. Z Openerem jest trochę jak z dawno nie widzianymi przyjaciółmi - oto spotykacie się i mimo, że nie widzieliście się od roku, jest tak naturalnie i w porządku jakby od waszego ostatniego spotkania minęło piętnaście minut. Jest jeszcze więcej, jeszcze głośniej, jeszcze częściej. Mnóstwo zestawów kompletnych rodzin, z tatusiami w koszulkach aktualnej edycji. Nie brakuje przedstawicieli innych krajów, którzy tradycyjnie imprezują najmocniej. Piękni ludzie w fantazyjnych kreacjach. Jest miło i pełno, chociaż na festiwal zawitało wizualnie mniej ludzi niż przed rokiem, widać to najwyraźniej na polach namiotowych i parkingach.

Co na scenach?


Na dużej po otwierających Pustkach trochę Nowego Jorku. W setliście smutnego The National poza bardziej znanymi smutnymi utworami pojawiły się też inne, mniej znane smutne utwory. Bardzo smutno, najbardziej.

Fat Freddys Drop grali reggae z trąbkami.

Caribou bardzo monotonnie ale raczej na plus, niemniej szeroko reklamowana psychodelia występu od strony wizualnej zaczynała się i kończyła na telebimach z mało powalającymi wizualizacjami. Dobrze na scenie prezentuje się za to niecodzienne ustawienie muzyków. Bez przytupu jednak. Trudno się oprzeć wrażeniu, że mimo tej zobowiązującej rocznicy organizatorzy wcale nie poczuli się zobowiązani dostarczyć przyzwoitego kopa. I jest dość melancholijnie i spokojnie a dzieci dubstepów jak już raz usłyszą taki bas... Wszyscy czekają na Deadmau5a.

Usypiało też Twilight Singers ale Greg Duli to człowiek, którego warto sprawdzić w każdej odsłonie. Simian Mobile Disco w skali i roli znacznie przewyższającej możliwości projektu. Mniejszą przestrzenią gospodaruje lepiej.

Rodzime LODY bardzo równo, w dobrej formie, z oprawą doskonale wpisującą się w charakter sceny, na której wystąpili. Super rękawy, tańczący człowiek i możliwości wokalne pani z mikrofonem. Gdzieś tam czai się hicior, czas pokaże.

Two Door Cinema Club podobno „bez szału ale w porządku, tańce tańce”.

A no i było jeszcze:

"I was scared I was scared, tired and under prepared. Crossed lines I shouldn't have crossed I was lost, oh yeah.
Oh and I'm waiting 'til the shine wears off. If you love me won't you let me know?
Don't you shiver, I hear Jerusalem bells a ringing that lights will guide you home and I will try to fix you.

How long must you wait for it?
It's such a shame for us to part.

Nobody said it was easy and it was all yellow."

Oni mają naprawdę dobrą sekcję rytmiczną. I milion hitów. I są aktualnie, bez cienia wątpliwości, wielcy.

Zaraz Pulp i Foals. I trzydzieści innych zespołów.
Trzymajcie się zatem dzielnie w swoich miastach i żeby nie było wam smutno, to tutaj pada poważny deszcz a każdy wie, że koncerty w deszczu są fatalne.

do jutra :*


tekst: Michał Kwiatkowski
zdjęcia: Tomek Kaminski